Beton, kosiarka i drzewo za tysiące. Czy miasta marnują pieniądze na zieleń?

Bez kategorii

Każdy z nas to widział. Nowy skwer, zrewitalizowany pas zieleni przy drodze, a na nim – rzędy identycznych drzewek. Każde proste jak od linijki, podparte trzema palami, z workiem do nawadniania u podstawy. Piękny widok, symbol inwestycji i dbałości o miejską ekologię. Ale czy znamy cenę tego symbolu?

Profesjonalne posadzenie jednego takiego drzewa w przestrzeni publicznej to koszt, który może przyprawić o zawrót głowy. Mówimy tu o kwotach rzędu 2, 3, a czasem nawet 5 tysięcy złotych za sztukę! Skąd taka cena?

  • Duża, kilkuletnia sadzonka ze specjalistycznej szkółki.
  • Transport ciężkim sprzętem, często z dźwigiem HDS.
  • Praca ekipy – wykopanie ogromnego dołu w trudnym, miejskim gruncie.
  • Wymiana podłoża, zakup drogich materiałów, system stabilizacji i nawadniania.

To ogromne koszty, które ponosimy my wszyscy z naszych podatków. Tymczasem tuż obok, w tym samym pasie zieleni, toczy się cicha, nierówna walka.

Bohater, którego nikt nie chce: samosiejka

Na niemal każdym trawniku, w każdej szczelinie między płytami chodnikowymi, przy krawężniku – wszędzie tam, gdzie wiatr lub ptak rzuci nasiono – próbuje wyrosnąć drzewo. Mały klon, brzoza, dąb czy robinia akacjowa. To samosiejka – naturalny, darmowy i niezwykle odporny kandydat na przyszłe drzewo.

Jaki los go czeka? Najczęściej brutalny. Zostanie bezlitośnie ścięty przez żyłkę kosiarki lub wyrwany jako „chwast” psujący estetykę idealnie przystrzyżonego trawnika.

I tu dochodzimy do absurdu. Wydajemy tysiące, by posadzić w trudnych warunkach jedno „oficjalne” drzewo, które często walczy o przetrwanie, a jednocześnie za publiczne pieniądze niszczymy setki innych, które udowodniły już swoją siłę i wolę życia.

Dlaczego powinniśmy pokochać miejskie samosiejki?

  1. Kosztują 0 złotych. To argument, który powinien przemówić do każdego zarządcy miasta i drogi. Zamiast jednego drogiego drzewa, możemy mieć dziesiątki darmowych.
  2. Są mistrzami adaptacji. Te drzewa nie wyrosły w komfortowych warunkach szkółki. Od samego początku walczyły o życie w ubogiej, zanieczyszczonej i suchej miejskiej glebie. Są genetycznie przystosowane do lokalnych warunków, co daje im ogromną przewagę nad „importowanymi” kolegami.
  3. Tworzą bardziej naturalną i odporną zieleń. Monokultury identycznych drzew są podatne na choroby i szkodniki. Różnorodność gatunkowa, którą oferują samosiejki, tworzy zdrowszy i bardziej stabilny ekosystem.

Czas na zmianę myślenia: od sterylnej zieleni do zarządzanej dzikości

Oczywiście, nie każda samosiejka może stać się drzewem. Niektóre rosną w fatalnych miejscach – tuż przy jezdni, pod liniami energetycznymi czy nad rurami. Ale wiele z nich pojawia się w idealnych lokalizacjach, gdzie jedynym zagrożeniem jest dla nich kosiarka.

Co możemy zrobić?

  • Zarządcy zieleni i dróg: Zamiast zlecać koszenie „wszystkiego jak leci”, wprowadźcie procedurę identyfikacji i ochrony obiecujących samosiejek. Prosty palik czy kolorowa wstążka wystarczą, by dać sygnał ekipie koszącej: „Tego nie ruszaj!”.
  • Mieszkańcy: Zauważyliście w swojej okolicy silną, zdrową samosiejkę w dobrym miejscu? Zgłoście to do zarządu zieleni miejskiej lub spółdzielni. Zaproponujcie jej „adopcję”. Czasem wystarczy jeden telefon, by uratować przyszłe drzewo.

Zanim następnym razem wydamy publiczne tysiące na jedno „idealne” drzewo, rozejrzyjmy się. Być może najlepsze, najsilniejsze i całkowicie darmowe rozwiązanie już tam rośnie. Wystarczy tylko zamienić kosiarkę na odrobinę uwagi i zdrowego rozsądku.

Share this

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *